Rano – wspólną decyzją wyruszamy godzinę wcześniej. Śniadanie w Wendy’s za płotem motelu – konkretne, jak to w USA. Następnie autostradą kierujemy się na północ przez wysuszoną, pofałdowaną Kalifornię. Mijamy ogromną farmę wiatraków, które następnie zastępują wysokie góry. Przy temperaturze koło nas sięgającej trzydziestu kilku stopni trudno uwierzyć, że nad nami skrzy się śnieg.
Bez większych kłopotów odnajdujemy drogę prowadzącą do Parku Narodowego Doliny Śmierci. Roślinność wokół nas przypomina dokąd jedziemy – wypalone Słońcem szare krzewy i drzewiaste jukki opowiadają historię suszy i ciężkiego życia na pustyni. Im dalej tym jest ich mniej. Wkrótce znikają wszystkie, poza drogą, ślady cywilizacji. Kręta droga wyprowadza nas nad rozpadlinę, której barwy i ostrość konturów przypominają szczelinę otwartego wulkanu. Zjeżdżamy w dół szerokiej doliny by po chwili znów wspinać się w górę krętą drogą. Dopiero za tym grzbietem otwiera się właściwa dolina śmierci. Jednak wcześniej tankujemy. Głupio by było zostać tam w dole bez paliwa. Czytaj więcej „USA 2012 – dzień 2 – Dolina Śmierci” →