Tuatapere – koniec świata (Catlins)

Tuatapere – koniec świata (Catlins)

Z Te Anau kierujemy się dalej na południe na sam koniec Południowej Wyspy w stornę Catlins.Po drodze zatrzymujemy się w Yesteryears Museum w Tutapere. To niezwykłę prywatne muzeum / kafejka gdzie właściciele zgromadzili setki przedmiotów codziennego użytku sprzed kilkudziesięciu lat. Gra muzyka z prawdziwego gramofonu. Pijemy kawę. Pałaszujemy szarlotkę. Z właścicielką – Helen McKay – robimy sobie pamiątkowe zdjęcie.

W końcu docieramy nad wietrzny brzeg Południowego Oceanu Lodowatego. Przy Cracken’s Rest wiatr nie jest jeszcze tak silny. Brzeg schodzi dość łagodnie do brzegu wody. Moczymy stopy.

Przy latarani na Waipapa Point wiatr jest już bardzo silny. Fale rozbijają się o skały. Tu też trafiamy na wylegującego się w trawie lwa morskiego.

W drodze do Slope Point naszą uwagę zwracają wyczesane drzewa. Dosłownie. Wszyskie konary są skręcne aż do poziomu. To właśnie ryczące czterdziestki. Tu wieją wiatry, które pędzą niczym nie powstrzymywane wokół Antarktydy.

Pastwiska sprawiają wrażenie, że wiatr dosłownie wywiał z nich owce. Potężny wiatr rozbija fale o skały u podnóża 20 metrowej wysokości klifów podrywając krople w powitrze i smagając nas mieszaniną kropelek wiatru i śniegu. Po paru chwilach nasze spodnie są przemoczone. Wiatr jest tak silny, że przewraca Stefana. Jesteśmy w punkcie Południowej Wyspy Nowej Zelandii najbardziej wysuniętym… na południe. Wiatr jest tak silny, że mimo bliskiej zeru temperatury zanim docieramy do samochodu mam praktycznie suche spodnie.

Kawałek dalej docieramy na plażę zatoki dziwów (Curio Bay), gdzie ze skał ocean wydobywa skamieniałe miliony lat temu drzewa. Tu trafiam na ostrygojady (Haematopus unicolor) torea-pango – dziwcznego endemicznego ptaka, który nie licząc plastikowo czerwonego dzioba i obwódek wokół oczu jest kompletnie czarny. Fale rozbijają się o skały, w których można zleźć skamieniałe ślady miliony lat temu skamieniałych drzewiastych paproci.

Kawałek dalej oddalmy się od brzegu oceanu i wchodzimy w paprociowy las. Ścieżka prowadzi do wodospadów McLeans.  Ale to kaskada Parakanui Falls robi większe wrażenie tu bowiem woda spada potężniejsza kaskadą. Ku uciesze ekipy ląduję częściowo pod wodą. No ale czego się nie robi dla lepszego ujęcia.

Na Nugget Point docieramy tuż przed zachodem Słońca. Światło nasyca się, a ścieżka prowadzi ścianą wysokiego klifu na platformę widokową pod latarnią morską. Miejsce jest cudownie piękne. Czuję się jakbym dotarł na ostani brzeg Ziemimorza. Skały jak ostre zęby czaja się na przepływające statki. Słońce powoli zachodzi rzucając ostatnie refleksy na wodę. Miejsce to jest też symboliczne – dalej od domu nie można dotrzeć. Stąd już tylko wracamy.

Wieczorem docieramy do fantastyczego hostelu w Dunedin. Dwie urocze kamienice są własnością młodej pary z Barcelony. Jeden z domków dostajemy praktycznie na własność na tę noc.

Tomasz Czarnecki
Urodzony w roku lądowania na Księżycu... ale na razie nie udało mi się tam polecieć. Fotografuję od podstawówki, pierwszy aparat to smiena, jednak tak ciągnęło mnie do prawdziwych aparatów z wymienną optyką, że ukręciłem jej obiektów. W liceum na rok emigrowałem do Kanady, gdzie z jednej strony po raz pierwszy zetknąłem się z komputerami (i usiłowałem napisać pierwszy swój symulator lotu rakiety) a z drugiej dorobiłem się pierwszego Nikona (FG20 czy jakoś tak). W liceum byłem znany jako ten aparat z aparatem. Studia architektury zacząłem na Politechnice Śląskiej by zaraz potem kontynuować je skutecznie, do tytułu BArch na Uniwersytecie Stanowym Louisiana, gdzie miałem również okazję studiować minor z fotografii (w tym czasie przesiadałem się przez kilka Nikonów, aż do F3). Po pięciu latach w USA (i objechaniu tego kraju cztery razy dookoła, i raz Meksyk) trafiony "patryjotycznością" wróciłem do Polski, dokończyłem studia architektury do tytułu magistra... i na tym skończył się niestety mój romans z architekturą - cale, stopy, funty i normy amerykańskie jakoś niewiele mi się przydały, natomiast był to okres, kiedy doceniono moje umiejętności graficzne - kolejne pięć lat byłem redaktorem naczelnym "Magazynu 3D". Współpraca skończyła się... wkrótce potem padło czasopismo, ale to zupełnie inna historia i raczej nie na trzeźwo. Wróciłem do fotografii tworząc portal dfoto.pl i astronomii - teleskopy.net - i podróżowania. Egipt, Włochy, Francja, Wielka Brytania, Bułgaria, Chorwacja, Sycylia, Chiny - samochodem z namiotem byle zobaczyć więcej, i zajrzeć tam, gdzie mało kto zajrzał przede mną. Razem z Arsoba Travel zorganizowałem dwie udane wyprawy na zaćmienia Słońca. Po czym ruszyłem dalej w świat - Australia i Nowa Zelandia, i wielki powrót do USA, na zachód których od lat jeżdżę robić zdjęcia - i zapraszam do dołączenia do mnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Hit Counter provided by orange county plumbing