
Wyprawa na całkowite zaćmienie Słońca – Chiny 2009 –…
Tego dnia w planach mieliśmy odwiedzenie drugiej chińskiej strefy autonomicznej – pozostałości po portugalskiej kolonii a obecnie chińskie Las Vegas – Makau. Metrem dotarliśmy na Kowloon a następnie leją prowadzącą na południe pod Kowloon Park, pod ogromnymi poskręcanymi konarami cynamonowców dotarliśmy do przystani Tsim Sha Tsui skąd odpływają podobne do morskich Ferrari wodoloty. Podróż do Makau zajmuje niecałą godzinę i lądujemy w przystani na wyspie hazardu. Mijamy kasyno, w którym jest miniatura pałacu Dalaj Lamy, Rzymskiego Forum, Wulkanów i nie wiadomo czego jeszcze. Do kolejnego zaglądamy, żeby podziwiać scenografię przypominającą wojnę światów. Wreszcie trafiamy do muzeum formuły pierwszej oraz porto – w cenie degustacja wyśmienitego trunku. Błądząc po zaułkach trafiamy na tańczącą fontannę, następnie do obrzydliwej szklanej bulwy – najważniejszego kasyna w mieście – Grand Lisboa. Tradycyjnie należy przegrać parę złotych… ale o dziwo wygrywamy. Ja trochę mniej, Jurek trochę więcej. Wygraną przepijamy – za pięknym kolonialnym rynkiem trafiamy na pijalnię soków – w których owoce mieszane są z kruszonym lodem. Genialny wynalazek. W przeciwieństwie do aptek, widniejące na których reklamy – „Medicine, No Fakes” (Lekarstwa, żadnych podróbek) – wcale nie przekonują. Wspinamy się do fortu, a z niego schodzimy do ruin bazyliki de Sao Paulo. A potem trzeba wracać do Hongkongu.
Wieczorem z Łysym odwiedzamy jeszcze Muzeum Astronomiczne. Fajne, trochę ciekawych zabawek, ale za dużo kolejek i za mało czasu.