Wyprawa na całkowite zaćmienie Słońca – Chiny 2009 – Honkgong

2009

Wyprawa na całkowite zaćmienie Słońca – Chiny 2009 –…

Przed południem kierowanie wycieczką z niewiadomych powodów powierzono mnie – może dlatego, że ktoś gdzieś się dopatrzył w wykształceniu Architekt. Albo co? W efekcie na sam początek dotarliśmy do wieży International Finance Center – póki co najwyższego (i jednego z najwyższych na świecie) budynku w Hongkongu mając nadzieję, na dostanie się na taras widokowy na osiemdziesiątym którymś pietrze. Ten jednak był płatny, ale i niedostępny z powodu remontu. Ale to był Hongkong a nie Chiny więc miły portier skierował nas do innego wejścia – tego dla bizensmanów, bowiem tamtędy, po otrzymaniu zawieszkoprzepustki mogliśmy się dostać – za darmo – do muzeum dolara HK na pięćdziesiątym piętrze. Widok na cieśninę był niezwykły – dziesiątki statków zmierzających do i z portu. Pomiędzy nimi wodoloty. Po przeciwnej zaś stronie las wieżowców. Niezwykłych. Najmniejszy, dla skali chyba, miał 10 pięter.

Co ciekawe w Hongkongu trzy banki mają prawa do emisji banknotów – więc w obiegu są co najmniej trzy wersje każdego z nominałów. Raj dla oszustów. Ale jakoś nie czułem zagrożenia. Po opuszczeniu IFC skierowaliśmy się w stronę Statue Square by podizwiać zaprojektowany przez Normana Fostera budynek HSBC, a za nim agresywną wieżę Bank of China  I.M.Pei’a. Gdy ekipa skierowała się do siedziby Citibanku w celu uzupełnienia gotówki ja skręciłem na chwilę do parku Cheung Kong na tyłach HSBC z wodospadami i bujną tropikalną roślinnością. Ogród przed Citibankiem był jego przeciwieństwem – prosta geometryczna sadzawka z rzędem kwietników. Po przeciwnej stronie górował bliźniaczy wieżowiec przywodzący na myśl transformersów – wieże Lippo Center zaprojektowane przez Paula Rudolfa – wędrówka przez Hongkong to lekcja dobrej architektury i niezwykła wprost lekcja urbanistyki – architektury miejskiego krajobrazu. Ciągi piesze są często zadaszone, oddzielone od ulic. Kolejne miejsca, w których człowiek się zatrzymuje ukazują skomponowane widoki. Doskonały przykład zobaczyliśmy za chwile w parku Hong Kong, gdzie ścieżka wiodąca pod sztucznym wodospadem do palmiarni pozwalała ujrzeć wieżowiec I.M. Pei’a obramowany rozdzieloną zasłoną wody. W palmiarni była wystawa storczyków, co ucieszyło Agnieszkę i Michała, a także mnie – w domu każde z nas usiłuje nie zamordować kolekcje tych pięknych roślin.

Potem zaczął nam coraz bardziej doskwierać głód więc trafiliśmy w końcu do ogromnej jadłodajni w labiryncie centrów handlowych pod wieżami drapaczy chmur. Jedzenie było przyzwoite i drogie. No cóż to już nie były Chiny. Dalsza eksploracja rozdzieliła nas i na szczyt góry Wiktorii dotarłem razem z Łysym. Na Peak Tower, przedziwnym, odwróconym do góry nogami wieżowcu wkomponowanym w przełęcz na którą wjeżdża kolejka spotkaliśmy grupkę Polaków – w tym rodzeństwo Czarnecki, którzy – przynajmniej w ostatnich kilku pokoleniach – nie byli moimi krewnymi. Oni kończyli w Hongkongu wyprawę z południa – z Indonezji.

Do wieczora wałęsaliśmy się z Łysym po parkach i zaułkach niezwykłego, dynamicznego miasta. Zajrzeliśmy do zoo i ogrodu botanicznego. Przejechaliśmy się najdłuższymi ruchomymi schodami na świecie – Escalatorem. Zajrzeliśmy do meczetu i na Western Market.

Tomasz Czarnecki
Urodzony w roku lądowania na Księżycu... ale na razie nie udało mi się tam polecieć. Fotografuję od podstawówki, pierwszy aparat to smiena, jednak tak ciągnęło mnie do prawdziwych aparatów z wymienną optyką, że ukręciłem jej obiektów. W liceum na rok emigrowałem do Kanady, gdzie z jednej strony po raz pierwszy zetknąłem się z komputerami (i usiłowałem napisać pierwszy swój symulator lotu rakiety) a z drugiej dorobiłem się pierwszego Nikona (FG20 czy jakoś tak). W liceum byłem znany jako ten aparat z aparatem. Studia architektury zacząłem na Politechnice Śląskiej by zaraz potem kontynuować je skutecznie, do tytułu BArch na Uniwersytecie Stanowym Louisiana, gdzie miałem również okazję studiować minor z fotografii (w tym czasie przesiadałem się przez kilka Nikonów, aż do F3). Po pięciu latach w USA (i objechaniu tego kraju cztery razy dookoła, i raz Meksyk) trafiony "patryjotycznością" wróciłem do Polski, dokończyłem studia architektury do tytułu magistra... i na tym skończył się niestety mój romans z architekturą - cale, stopy, funty i normy amerykańskie jakoś niewiele mi się przydały, natomiast był to okres, kiedy doceniono moje umiejętności graficzne - kolejne pięć lat byłem redaktorem naczelnym "Magazynu 3D". Współpraca skończyła się... wkrótce potem padło czasopismo, ale to zupełnie inna historia i raczej nie na trzeźwo. Wróciłem do fotografii tworząc portal dfoto.pl i astronomii - teleskopy.net - i podróżowania. Egipt, Włochy, Francja, Wielka Brytania, Bułgaria, Chorwacja, Sycylia, Chiny - samochodem z namiotem byle zobaczyć więcej, i zajrzeć tam, gdzie mało kto zajrzał przede mną. Razem z Arsoba Travel zorganizowałem dwie udane wyprawy na zaćmienia Słońca. Po czym ruszyłem dalej w świat - Australia i Nowa Zelandia, i wielki powrót do USA, na zachód których od lat jeżdżę robić zdjęcia - i zapraszam do dołączenia do mnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Hit Counter provided by orange county plumbing