
Winnice Marlborough – Park Narodowy Abel Tasman
Z Picton jedziemy do Blenheim. Tu zaczynają się słynne winnice Marlborough ciągnące się w stronę Richmond. Zatrzymujemy się centrum dla odwiedzających, żeby zdecydować się, gdzie zatrzrmamy się na degustacje lokalnych winnic.
Jednak pierwszym punktem programu nie jest winnica ale fabryka czekolady Makana Confections. Ach – ten zapach! Ale ceny… niestety. Ruszamy dalej zaczynając z najwyższej półki – od winnicy Saint Clare Estates, gdzie – jak wyjaśnia nam Stefan – wina są najwyższej jakości, ale degustacja jest dość kosztowna (szczególnie, że w kolejnych winnicach degustacja była za darmo). Jednak miejsce prezentuje się wspaniale, rzędy winorośli kończą się panoramą gór. Kwitną róże. Obok można kupić produkowane lokalnie dżemiki (kupuję) i herbaty.
Kolejny postój – Vine Village, degustacja win… ale obok wielka wystawa produktów spożywczych „hand made in New Zealand”. Także z degustacją. Sosy śliwkowe… czekoladowe. Pyyycha.
Ostatnia winnica, którą odwiedzamy to Giesen Brother’s Estate. Doskonałe wina i deser – Late Harvest, wino z późnego, ostatniego zbioru, ręcznie zbierane, tradycyjnie produkowane. Słodkie i mocne. Bracia Giesen wyemigrowali do Nowej Zelandii w 1981 roku. Historia sukcesu.
Doliną wśród zielonych wzgórz jedziemy na zachód Richmond. W drodze zatrzymuje nas na chwilę przedziwny widok – płot obwieszony setkami par butów. Hmm… Od Nelson przez Richmond aż po Motueka droga okrąża rozległą zatokę Tasmana. Jest odpływ więc morze jest daleko od brzegu. Czasem gdzieś stoi na wysuszonym, spękanym odkrytym dnie stoi jakaś łódka. W centrum dla odwiedzających Park Narodowy Abel Tasman w Motueka dowiadujemy się gdzie jeszcze zdążymy dzisiaj dotrzeć.
Krętą drogą przez góry dojeżdżamy nad piaszczystą zatokę – Sandy Bay w Marahau skąd ścieżką przez paprociowy las parku narodowego Abel Tasman nad brzegiem morza wędrujemy do Apple Tree Bay. Szumią niewielkie kaskady. Po polanach biegają – rozczarownie totalne, introdukowane z kaliforni – śliczne czubate przepióry kalifornijskie (Callipepla californica) . Wraz z zachodzącym Słońcem wracamy do samochodu.
Zatrzymujemy się na chwilę w MacDonaldzie – oficjalnym powodem jest moja chęć zjedzenia burgera z owcy, a nieoficjalnym dostęp do internetu. Dwie godziny później docieramy na camping w Parku Narodowym Nelson Lakes.