
Red Center – z Glen Helen do King’s Canyon
Ranek nieco nam się w Glen Helen Resort wydłużył. Jurek zrywa mnie na wschód Słońca. Filmujemy poklatkowo jak przebija się przez chmury. Po powrocie jemy śniadanie na tarasie z widokiem na rzekę u stóp pionowych skał. Niezwykłe czubate gołębie zaglądające prawie do talerzy. Ślady wielbłądów na brzegu wody. Miejsce ma swój urok zapomnienia w czasie. Stare pianino ze stosem trepów na wierzchu. Siodło. Czas nieubłaganie przesypuje się między palcami jak piasek pustyni.
W końcu jednak trzeba ruszać w drogę. Cofamy się kilka kilometrów a potem odbijamy od drogi w stronę Ormiston Gorge – największego z przełomów w West MacDonnel National Park. Spacer ścieżką wśród ostrych jak żyletki traw prowadzi na wysoko wyniesioną platformę stanowiącą punkt widokowy. Widać z niego nie tylko przełom pod nami, ale również ślady geologicznych zmagań z przeszłości, które wypiętrzyły masyw przed nami.
Ruszamy dalej kierując się w stronę odosobnionego masywu gór – droga jest bardziej terenowa, dawno zgubiła asfalt. Tu i ówdzie oddalone o kilkadziesiąt metrów od drogi sterczą wraki samochodów. Może to lokalna tradycja. Umierający pojazd wywozi się na pustynię i dobija strzałem przez serce? Spotkyamy też dwa czy trzy niewielkie stada wielbłądów. To ciekawe bowiem Australia – choć nie jest ich naturalnym domem – jest jedynym miejscem, gdzie zwierzęta te żyją na wolności. Pojawiły się wraz z pierwszymi ekspedycjami białych, próbujących przemierzyć odludne pustynie kontynentu takie jak Wielka Pustynia Zachodnia (dokładnie to na pustynię tą składają się cztery największe pustynie Australii – Great Victoria Desest, pusytnia Gibsona i Wielka i Mała Pustynia Piaszczysta), zostały porzucone przez właścicieli i zadomowiły się tu na stałe. Nasza podróż przez Red Center wiedzie nas obrzeżami Wielkiej Pustyni Piaszczystej i pustyni Tanami.
Póki co jednak wjeżdżamy w zadziwiający okrąg wzgórz – Tnorala / Gosse Bluff – będący pozostałością po zerodowanym, ogromnym kraterze, który 150 milionów lat temu wyrzeźbiła mający od 600 – 1000 metrów średnicy kometa (co ciekawe, według wierzeń Koori góry te powstały w czasach stworzenia, kiedy grupa kobiet tańczyła na Drodze Mlecznej. Jedna z nich odłożyła dziecko w nosidełku (turna) to jednak przechyliło się i spadło z Drogi Mlecznej tworząc ściany wzgórz Tnorala. Jednak to co tu widzimy to jedynie 5km pierścień wzgórz pozostałych po centralnym wzniesieniu krateru, który miał ponad 20 km średnicy¹.
Ruszamy dalej. Niezwykły jest kolor drogi pod niezwykłym niebem. Czasem widać niewielkie termitiery. Zieleń, na tle rudego piasku jest niebieskawa. Część drogi kieruje rudowłosa Kasia, tak niezwykle komponująca się z rudym piaskiem pustyni. Gdzieś w połowie drogi zatrzymujemy się koło dziwacznego drzewa obwieszonego ubraniami. Pomiędzy gałęziami ktoś rozpiął nawet czarny, koronkowy biustonosz. Jak. Skąd. I po co ?
Późnym popołudniem docieramy do parku narodowego Watarrka – a konkretnie kanionu King’s Canoyn. Mimo nadciągającej burzy wchodzimy do jego wnętrza, by uciec wraz z pierwszymi kroplami deszczu zapowiadającego gwałtowną ulewę. W końcu jesteśmy na pustyni!