Wyprawa na całkowite zaćmienie Słońca – Australia 2012 –…
Okolice Cairns czyli miejsca, z którego planujemy obserwować całkowite zaćmienie Słońca w Australii w 2012 roku
Okolice Cairns czyli miejsca, z którego planujemy obserwować całkowite zaćmienie Słońca w Australii w 2012 roku
Park Narodowy Kakadu i okolice Darwin
Po przelocie do Alice Springs wynająłem samochód żeby przez bezdroża (prawie) centralnej Australii i Parki Narodowe dotrzeć do Uluru.
Po powrocie do Alice Springs bliżej przyjrzałem się aborygeńskiej sztuce i samemu Alice Springs
Na drugim etapie Jurao San zmierzył się z górami Kościuszko, dopracował zwiedzanie Canberra Deep Space Center, a wreszcie odetchnął w Górach Błękitnych obok Sydney:
Przez Nową Południową Walię…
… dotarłem do Centrum Kosmicznego Canberra:
technologia i kosmos ustąpiły miejsca naturze w rezerwacie przyrody Tindbinbilla i Parku Narodowym Namadgi:
oraz zapierającym dech w piersiach przestrzeniom Gór Błękitnych
Na koniec Sydney zapewniło nieco cywilizacji 🙂
Najbliższe całkowite zaćmienie Słońca rozpocznie się o wschodzie Słońca nad Australią, minie północną wyspę Nowej Zelandii i pobiegnie poprzez Pacyfik nie docierając jednak do wybrzeży Ameryki Południowej. Punkt maksymalnego zaćmienia wystąpi gdzieś na środku Oceanu Spokojnego z dala od jakiegokolwiek lądu stałego:
Obserwacje zamierzamy prowadzić na południe od Port Douglas, na plaży. W tym miejscu faza całkowita ma trwać nieco ponad 2 minuty. Proponowana lokalizacja obserwacji:
Ostatni dzień w Chinach i Hongkongu zaczynamy od nadania naszych bagaży na lot do Polski. Nie – nie musimy z nimi wędrować cały dzień po mieście. Nie musimy nawet pojawić się na lotnisku. Można to zrobić na kilku wybranych stacjach metra, które poza tym są centrami handlowymi i centrami rozrywki, galeriami sztuki i nie wiem czym jeszcze. Przy okazji okazuje się, że nie musimy opłacać wynoszącej 100 dolarów HK opłaty lotniskowej ta bowiem jest już w cenie biletów. Razem z Jurkiem i większością grupy pakujemy się do piętrowego tramwaju, żeby zobaczyć (prawie) cały Hongkong. Powoli wyjeżdżamy poza centrum biznesowego i 40 kondygnacyjne biurowce zastępują 40 piętrowe kolosy mieszkaniowe. Niesamowite – wertykalne miasto z kart powieści SF. Gdzieś na drugim końcu linii tramwajowej mieszamy się z tłumem tubylców, wędrujemy przez targowiska wszystkiego co można zjeść na świecie. I trafiamy do niezwykłej rybnej restauracji, w której dania pozdrawiają z akwariów. Dziwne ryby, raki i jeszcze dziwniejsze małże oczekują w nich na smakoszy.
Po obiedzie rozdzielamy się. Ja chcę większość trasy pokonanej tramwajem przewędrować pieszo podglądając jak się żyje w tym mieście Blade Runnera – Łowcy Robotów.
A potem gonitwa po podręczny bagaż do hotelu, i na 20 sekund przed upływem ważności trzydniowego biletu na metro docieramy do szybkiej kolei, która zabiera nas na lotnisko. Niestety miasto przykrywają chmury.