Wyprawa na całkowite zaćmienie Słońca – Chiny 2009 – Przylot i Pekin

2009

Wyprawa na całkowite zaćmienie Słońca – Chiny 2009 –…

Początkowo wyglądało, że to zaćmienie mnie ominie. Pierwsze próby zebrania ekipy nie wypaliły, a samemu – do kraju w którym nawet alfabet łaciński jest czymś niespotykanym – miałem opory jechać. Któregoś dnia dotarł do mnie e-mail z prośbą o wsparcie „medialne” organizowanej przez Arsoba Travel wyprawy na zaćmienie do Chin. Choć pieniądze przeznaczone początkowo na ten cel wydałem na wyjazd na Sycylię i do wulkanu Stromboli a resztę na odkupienie sprzętu fotograficznego zwodowanego w Wenecji nie zastanawiałem się zbyt długo – tego samego dnia skontaktowałem się z Jurkiem oferując pomoc w organizowaniu wyjazdu jako tzw „siła merytoryczna” – to właśnie ten telefon i wspólna przygoda w Chinach zadecydowały, że kolejne wyprawy już od podstaw planujemy i organizujemy wspólnie. A poniżej – fotograficzne wspomnienie z miesiąca spędzonego w Państwie Środka udowadniające, że jeżeli nawet pogoda na samym zaćmieniu nie jest idealna (choć i tak mieliśmy szczęście wśród porozrywanych chmur dostrzec koronę, protuberancje, perły Baily’ego i wszystko to, co czyni z całkowitego zaćmienia jedyny w swoim rodzaju spektakl) to dobrze zaplanowana wyprawa i zgrana ekipa pozostawią wspomnienia nie do przebicia na resztę życia (a przynajmniej do kolejnej wyprawy z nami na zaćmienie).

Spotkaliśmy się, w większości,  w Szczecinie (kilak osób dołączyło dopiero w Pekinie). Busikiem dotarliśmy do Berlina skąd pierwszy lot zabrał nas do Paryża. Po nocy spędzonej gdzieś nad Rosją i Chinami wylądowaliśmy w Pekinie gdzie przywitała nas inspekcja lekarska. Niby to oni wyeksportowali na cały świat parę odmian grypy, ale to tam po raz pierwszy zanim opuściłem samolot zostałem pod względem temperatury zbadany przez lekarza w masce na twarzy. Hmmm… a jakbym miał podwyższoną temperaturę w wyniku zmęczenia po kilkunastu godzinach lotu? Albo się czymś zatruł? Zawróciliby cały transport turystów – w końcu mógłbym mieć coś zakaźnego.

Ale przepuścili, choć pomiar temperatury wykonano nam przynajmniej raz jeszcze choć tym razem zdalnie. Z hali przylotów przejechaliśmy do głównej – niewiarygodnie olbrzymiej, głównej hali lotniska gdzie dołączyło do nas kilka osób lecących z innych, niż Polska, zakątków. Metrem dotarliśmy do hutongu, w którym znajdował się motel, a po kolejnych dwudziestu minutach spaceru mieliśmy gdzie spać. A że odczuwaliśmy głód (w tym również przygody) w kilka osób postanowiliśmy znaleźć coś do jedzenia. Było chińskie i ostre jak piorun. Ale dobre.

Tomasz Czarnecki
Urodzony w roku lądowania na Księżycu... ale na razie nie udało mi się tam polecieć. Fotografuję od podstawówki, pierwszy aparat to smiena, jednak tak ciągnęło mnie do prawdziwych aparatów z wymienną optyką, że ukręciłem jej obiektów. W liceum na rok emigrowałem do Kanady, gdzie z jednej strony po raz pierwszy zetknąłem się z komputerami (i usiłowałem napisać pierwszy swój symulator lotu rakiety) a z drugiej dorobiłem się pierwszego Nikona (FG20 czy jakoś tak). W liceum byłem znany jako ten aparat z aparatem. Studia architektury zacząłem na Politechnice Śląskiej by zaraz potem kontynuować je skutecznie, do tytułu BArch na Uniwersytecie Stanowym Louisiana, gdzie miałem również okazję studiować minor z fotografii (w tym czasie przesiadałem się przez kilka Nikonów, aż do F3). Po pięciu latach w USA (i objechaniu tego kraju cztery razy dookoła, i raz Meksyk) trafiony "patryjotycznością" wróciłem do Polski, dokończyłem studia architektury do tytułu magistra... i na tym skończył się niestety mój romans z architekturą - cale, stopy, funty i normy amerykańskie jakoś niewiele mi się przydały, natomiast był to okres, kiedy doceniono moje umiejętności graficzne - kolejne pięć lat byłem redaktorem naczelnym "Magazynu 3D". Współpraca skończyła się... wkrótce potem padło czasopismo, ale to zupełnie inna historia i raczej nie na trzeźwo. Wróciłem do fotografii tworząc portal dfoto.pl i astronomii - teleskopy.net - i podróżowania. Egipt, Włochy, Francja, Wielka Brytania, Bułgaria, Chorwacja, Sycylia, Chiny - samochodem z namiotem byle zobaczyć więcej, i zajrzeć tam, gdzie mało kto zajrzał przede mną. Razem z Arsoba Travel zorganizowałem dwie udane wyprawy na zaćmienia Słońca. Po czym ruszyłem dalej w świat - Australia i Nowa Zelandia, i wielki powrót do USA, na zachód których od lat jeżdżę robić zdjęcia - i zapraszam do dołączenia do mnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Hit Counter provided by orange county plumbing